Czy kiedyś zastanawialiście się, czemu sięgnęliście po tą, a nie inną książkę w tym konkretnym momencie? Co sprawiło, że zainteresowała Was jakaś książka? Dotyczy to także filmów, sztuk teatralnych, wystaw, muzyki itp.
Zapewne każdy z Was może podzielić się ciekawą, nietypową, zabawną itp. itd historią, czy anegdotą na ten temat. O to też chcę Was dziś prosić, bo uwielbiam słuchać/czytać takie opowieści i uważam, że całkiem sporo mówią one o człowieku :)
Z mojej strony mogę się podzielić, np. historią dotyczącą "Diuny" Franka Herberta. Każdy, kto mnie zna, wie, że bardzo lubię cały cykl "Diuny", a ta miłość trwa już ładnych naście lat. Jednak moja droga do "Diuny" była nieco pokrętna. Od bardzo dawna jestem wielką fanką Davida Lynch`a i pamiętam, jak zasiadałam przed telewizorem zafascynowana i zahipnotyzowana aby oglądać "Miasteczko Twin Peaks". Kto oglądał ten serial ten wie, że jednym z głównych bohaterów serialu był przystojny agent Cooper, grany przez Kyle`a MacLachlana. Ten sam aktor wcielił się postać Paula Atrydy w filmie "Diuna", obrazie również wyreżyserowanym przez Lynch`a. Oczywistym więc było, że po "Twin Peaks" obejrzałam adaptację "Diuny". O, tak! Obejrzałam film przed przeczytaniem książki! Ale ten film sprawił, że sięgnęłam po wersje papierową "Diuny" i nie zawiodłam się! Świat stworzony przez Herberta całkowicie mnie pochłonął i do dziś dnia, cała seria dumnie stoi na moich półkach.
To może jeszcze inna historia? :) Już nie tak zakręcona, za to, pokazująca, że czasami jakaś książka, jakiś pisarz muszą trafić w odpowiedni moment w życiu czytelnika. Jestem zagorzałą fanką twórczości Tolkiena, kocham świat, który pisarz powołał do życia, zachwycam się jego wirtuozerią w operowaniu słowem i jego wiedzą. Ale nie zawsze tak było! (Właśnie zaszokowałam część osób ;)) Czytałam dużo, nawet bardzo dużo odkąd nauczyłam się składać litery i jak tylko poszłam do szkoły zapisałam się do biblioteki i wypożyczałam tony książek. Nigdy jednak nie natrafiłam tam na żadną z książek Tolkiena - nie wiem, czy ciągle były wypożyczone, czy może po prostu ich tam nie było. Nie było tez nikogo, kto jakoś bym mi polecał jego twórczość. Jakoś pod koniec podstawówki, uczęszczając już do innej szkoły, trafiłam w szkolnej bibliotece zupełnie przypadkiem na "Hobbita" - większość innych książek z tego przybytyku już wtedy przeczytałam. No i mnie ten "Hobbit" znudził i to tak mocno, że nie dokończyłam go. Kilka lat później, mojego ówczesnego chłopaka, gdy dowiedział się, że nie jestem zaznajomiona z mistrzem, jak go nazywał, a co gorsza porzuciłam lekturę "Hobbita", uważając go za strasznie nudnego, ogarnęła groza i wręcz zmusił mnie do przeczytania raz jeszcze Tolkiena. Tym razem sięgnęłam po "Władcę pierścieni" i ... wpadłam :) Zakochałam się w trylogii i pisarstwie Tolkiena po uszy! :D Po "Władcy" przyszła kolej na "Silmarillion", który tylko pogłębił mój zachwyt i sprawił, że raz jeszcze sięgnęłam po "Hobbita". Tym razem odnalazłam się w historii opowiedzianej w książce :) Nie wiem, co poszło nie tak za pierwszym razem, wiem, jednak, że czasami warto dać drugą, a nawet i trzecią szansę książce :)
Zapraszam Was do dzielenie się swoimi historiami :)
Pozdrawiam Was ciepło i poświątecznie!
Edyta z bloga Zapiski spod poduszki
piątek, 27 grudnia 2013
piątek, 20 grudnia 2013
Anne Rice, wampiry i erotyka
Dobry wieczór. Dziś - i być może po raz ostatni - Minerwa. Na początek życzę Wam wesołych Świąt! A teraz spójrzcie na zdjęcia poniżej:
Ta niepozorna kobieta to Anne Rice, a pan po lewej to Tom Cruise w baaaaardzo szalonej roli w Wywiadzie z wampirem. Wyobrażacie sobie, że to właśnie ta kobieta wymyśliła to wszystko? I nie tylko to...
piątek, 13 grudnia 2013
Plagiaty, legalność, ceny i podatki...czyli kilka słów o książkach w tej dziedzinie
Witajcie! Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, ale od kilku lat zarządzam pewnymi sektorami przedsiębiorstwa, dlatego dziś kilka słów o tym skąd się biorą ceny książek papierowych, e-booków - jakimi podatkami są objęte oraz o legalnych i dość tanich źródłach e-książek.
Na początek słów kilka o plagiatach, które są traktowane jako kradzież wartości intelektualnej. Ostatnio wywiązała się nawet na ten temat dyskusja na blogu Ewy, gdyż kolejny bloger przywłaszczał sobie teksty innych. To zjawisko jest zdecydowanie złe i należy je potępiać, ale czy należy się jemu dziwić? W czasach, gdy dzieciaki nie sięgają nawet po encyklopedie tylko lecą spisać coś z wikipedii, albo ściągają gotowe wypracowania z internetu? To także kradzież tak jak ściąganie i udostępnianie książek choćby przez takiego chomika. Powody mogą wydawać się jasne - brak funduszy, łatwość dostępu... chcemy by było za darmo i łatwo, a prawda jest taka, że wszystko co najlepsze osiągamy ciężką pracą i zaangażowaniem - nie szybkim, na odwal się działaniem. Nie będę zgrywać świętoszki - kiedyś korzystałam z miejsc typu chomik głównie by sprawdzić czy warto daną książkę kupić, ale jednak... pracując poznałam wartość pieniądza i ludzkiej pracy, i po prostu zmieniłam zdanie w tej kwestii. Nikogo nie potępiam, nie oceniam - chcę Wam tylko nakreślić problem i ukazać, że warto sięgać po legalne miejsca dostępu do książek jak np. biblioteki, konkursy czy portale, których tworzy się coraz więcej na których przykładowo za cenę 33 zł mamy nieograniczony dostęp do książek w formie e-booków przez najróżniejsze aplikacje i sprzęty, a dostajemy do wyboru także nowości. Tym sposobem za cenę mniejszą niż większość dziś sprzedawanych nowości czy ogólnie książek mamy tysiące pozycji do wyboru i możemy czytać do bólu. Uważam to za świetne rozwiązanie. Dawniej kupowałam sporo książek na chybił trafił i potem żałowałam wydanych pieniędzy - dziś w danym miesięcy mogę przeczytać ich ile zdołam za cenę jednej. Oczywiście takie portale także mają wady - książek nie mamy na własność, a jak przestaniemy płacić abonament nie mamy dostępu do serwisu, ale patrząc na plusy uważam, ze warto. Dlatego namawiam do legalnej nie tylko literatury ale i kultury jako takiej i szanowania pracy innych. Inaczej powstaje nam błędne koło.
Teraz chwilę o podatkach i cenach książek. Nie wiem ilu z was wie, że na książki papierowe nałożony jest podatek 5%, a e-booki ze względu na to iż są to nośniki elektroniczne obłożone są podatkiem 23%. Wielu tłumaczy, iż z tego powodu te ceny są takie wysokie... czy to tak do końca jest - sama nie wiem. Cena książki zależy od jej nakładu, tłumaczenia i szaty graficznej. Sam wydruk jest najtańszy z tego co czytałam. Polskie książki kosztują tyle co zagraniczne, ale ich cena jest według mnie podoba ze względu na o wiele mniejszy nakład niż np. taki Zmierzch czy Igrzyska Śmierci - mimo braku tłumaczenia. Nie wiem za to czemu projekty okładek są takie drogie. Mój mąż jest grafikiem i często zastanawiamy się skąd się biorą te wysokie ceny na projekty graficzne lub ceny za tłumaczenia, które nawet nie oddają ducha książki? Reasumując na niektóre zagadnienia nie poznamy odpowiedzi - chyba że szczerze wypowiedzą się wydawnictwa. Tymczasem ja jestem ciekawa waszego zdania. Co myślicie o legalnych i nielegalnych źródłach dostępu do książek? O ich cenach, podatkach i tego skąd się one biorą? Za co gotowi jesteście płacić? I za jakie kwoty? I na koniec co myślicie o tych portalach książkowych na abonament?
Jestem na wyjeździe służbowym, ale od soboty będę z Wami. Tymczasem czekam na porządną dyskusję i wasze szczere wypowiedzi.
Pozdrawiam Marta Kor z MK Czytuje
piątek, 6 grudnia 2013
Nie oceniaj książki po okładce, bo... powiem Twojej matce ;).
Dzisiaj postaram się napisać coś na temat... książek:) A to Ci niespodzianka, prawda?:P
sobota, 30 listopada 2013
Zakazana książka Stephena Kinga...
Co smakuje najlepiej? Wiadomo –
owoc zakazany. Często nie ze względu na smak, a jedynie dlatego, iż jest
niedozwolony. Bo z tym smakiem bywa różnie… Czasem wcale nie pieści naszych
zmysłów, ale wręcz drażni, lecz pragnienie posiadania go często jest silniejsze
od wszystkiego innego…
I razu pewnego nasz Mistrz
kochany, Stephen King, pokazał światu pewną skromną gabarytowo książkę,
pozwolił się nią przez chwilę cieszyć, by za czas jakiś obwieścić swoim fanom,
że już nigdy jej nie zobaczą… To tak jak dać psu do powąchania smakowitą kość i
natychmiast mu ją odebrać. Co gorsza, inne psy mogą na nią tylko z daleka popatrzeć,
nawet powąchać im jej nie będzie dane… Ale wróćmy do ludzi, Kinga i osławionej
książki.
„Rage”, bo o tej książce mowa,
powstała dawno temu – w czasach, gdy King był bardzo młody i tak naprawdę
jeszcze mało wiedział o pisaniu, mimo że już zdobywał doświadczenie w tej dziedzinie.
Napisał wtedy dwa teksty. Pierwszy z nich to dobrze już fanom znany „Wielki
marsz” (który osobiście bardzo cenię i polecam), a drugi – „Getting it On”.
Obydwie opowieści nie wzbudziły zainteresowania u wydawców, dlatego nie ujrzały
prędko światła dziennego – dzielnie zbierały kurz w czeluściach szuflad
pisarza… Jednak w końcu przyszedł czas chwały i uwielbienia dla Kinga. „Carrie”
okazała się być niekwestionowanym hitem i to ona pozwoliła Mistrzowi na
wypuszczenie na rynek (w 1977 roku) „Getting it On”, ale już pod zmienionym
tytułem, tj. „Rage”, i pod pseudonimem Richard Bachman. O czym jest ten tytuł?
Jest to dość prosta jak na obecne
czasy historia i takim też stylem napisana. Główną areną, na której dzieje się
akcja, jest szkoła w Placerville, a najważniejszą postacią biorącą udział w
zdarzeniach jest Charles Decker – nastolatek zmagający się z wszystkimi
problemami człowieka dojrzewającego, jednak znajdującymi swe ujście w sytuacji,
która nie powinna się była zdarzyć… Chłopiec bowiem pewnego dnia przynosi do
szkoły broń, zabija dwoje nauczycieli, a uczniów jednej z klas więzi jako
zakładników. Po co to robi? Nie, nie dla pieniędzy, nie dla wymuszenia lepszych
stopni czy by się popisać. Robi to, aby… porozmawiać. Charles zaczyna się przed
nimi otwierać, opowiada im o swoim życiu – o tym, co nie dawało mu spokoju,
czego się wstydzi, uważa za swoje słabości… Sytuacja staje się dziwna – siłą
rzeczy pozostali uczniowie również zaczynają się zwierzać i nagle okazuje się,
że wszelkie szkolne podziały (tak mocno akcentowane w amerykańskich szkołach po
dziś dzień) zacierają się… Na ten jeden jedyny moment wszyscy stają się równi,
bez względu na to, czy grają w szkolnej lidze, czy są cheerleaderkami, czy
zwyczajnymi uczniami. I to jest w tej książce najpiękniejsze, mimo tragicznego
tła…
Sama miałam okazję czytać tylko
amatorskie tłumaczenie „Rage”, więc do końca nie wiem, czy błędy, które w nim
dostrzegłam, wynikały ze słabego przekładu, czy raczej popełnił je nastoletni
wówczas King. Jednak ze znanych mi już opinii wynika, że w oryginale tekst
posiada liczne niedociągnięcia i ewidentnie widać, że jego autorem jest
człowiek niebędący profesjonalnym pisarzem. Pomimo tych zastrzeżeń na uwagę na
pewno zasługuje emocjonalny wydźwięk opowieści – mocny, dosadny, bardzo
pesymistyczny… Na pierwszy rzut oka daje się zauważyć, że autor wlał w nią to,
co skrywał wewnątrz siebie samego – to, z czym boryka się wielu nastolatków w
okresie burzy hormonów.
Nic więc dziwnego, że po „Rage”
masowo sięgali inni nastolatkowie. Być może widzieli w Charlesie samych siebie,
być może był on dla nich wzorem… W dniu 20 kwietnia 1999 roku w Columbine High
School (Kolorado, USA) doszło do tragedii na ogromną skalę. Dwoje nastolatków
zamordowało dwanaścioro uczniów szkoły, jednego nauczyciela, wiele osób zostało
rannych. Napastnicy popełnili samobójstwo.
Mówi się, albo raczej krąży taka
legenda, że w pokoju jednego ze sprawców podobno znaleziono egzemplarz „Rage”.
Gdy King się o tym dowiedział, zadbał o wycofanie książki z obiegu i zabronił
wydawania jej gdziekolwiek i kiedykolwiek. Zakaz ten najdłużej obowiązuje w USA,
w innych miejscach globu krócej, dlatego tekst ten można znaleźć jeszcze w
zbiorze „The Bachman Books”.
Kto czuje się w obowiązku
posiadania tej książki, może próbować szczęścia na licytacjach. Pod warunkiem,
że ma wolne 3-4 tysiące złotych, bo mniej więcej za tyle – w przeliczeniu na
naszą walutę – można ją nabyć… A spodziewam się, że cena ta nadal będzie
sukcesywnie wzrastać… Skoro jednak płaci się krocie za kawior czy trufle i nie
jest to zakup, którym można cieszyć się długo, to dlaczego nie zafundować sobie
takiego cacka, opatrzonego nazwiskiem Kinga? :) Chcielibyście mieć na swojej
półce ten zakazany owoc?
Ewa - Książkówka
Okładka polskiego, kolekcjonerskiego "Rage" stworzonego przez grupę fanów |
Subskrybuj:
Posty (Atom)