Co smakuje najlepiej? Wiadomo –
owoc zakazany. Często nie ze względu na smak, a jedynie dlatego, iż jest
niedozwolony. Bo z tym smakiem bywa różnie… Czasem wcale nie pieści naszych
zmysłów, ale wręcz drażni, lecz pragnienie posiadania go często jest silniejsze
od wszystkiego innego…
I razu pewnego nasz Mistrz
kochany, Stephen King, pokazał światu pewną skromną gabarytowo książkę,
pozwolił się nią przez chwilę cieszyć, by za czas jakiś obwieścić swoim fanom,
że już nigdy jej nie zobaczą… To tak jak dać psu do powąchania smakowitą kość i
natychmiast mu ją odebrać. Co gorsza, inne psy mogą na nią tylko z daleka popatrzeć,
nawet powąchać im jej nie będzie dane… Ale wróćmy do ludzi, Kinga i osławionej
książki.
„Rage”, bo o tej książce mowa,
powstała dawno temu – w czasach, gdy King był bardzo młody i tak naprawdę
jeszcze mało wiedział o pisaniu, mimo że już zdobywał doświadczenie w tej dziedzinie.
Napisał wtedy dwa teksty. Pierwszy z nich to dobrze już fanom znany „Wielki
marsz” (który osobiście bardzo cenię i polecam), a drugi – „Getting it On”.
Obydwie opowieści nie wzbudziły zainteresowania u wydawców, dlatego nie ujrzały
prędko światła dziennego – dzielnie zbierały kurz w czeluściach szuflad
pisarza… Jednak w końcu przyszedł czas chwały i uwielbienia dla Kinga. „Carrie”
okazała się być niekwestionowanym hitem i to ona pozwoliła Mistrzowi na
wypuszczenie na rynek (w 1977 roku) „Getting it On”, ale już pod zmienionym
tytułem, tj. „Rage”, i pod pseudonimem Richard Bachman. O czym jest ten tytuł?
Jest to dość prosta jak na obecne
czasy historia i takim też stylem napisana. Główną areną, na której dzieje się
akcja, jest szkoła w Placerville, a najważniejszą postacią biorącą udział w
zdarzeniach jest Charles Decker – nastolatek zmagający się z wszystkimi
problemami człowieka dojrzewającego, jednak znajdującymi swe ujście w sytuacji,
która nie powinna się była zdarzyć… Chłopiec bowiem pewnego dnia przynosi do
szkoły broń, zabija dwoje nauczycieli, a uczniów jednej z klas więzi jako
zakładników. Po co to robi? Nie, nie dla pieniędzy, nie dla wymuszenia lepszych
stopni czy by się popisać. Robi to, aby… porozmawiać. Charles zaczyna się przed
nimi otwierać, opowiada im o swoim życiu – o tym, co nie dawało mu spokoju,
czego się wstydzi, uważa za swoje słabości… Sytuacja staje się dziwna – siłą
rzeczy pozostali uczniowie również zaczynają się zwierzać i nagle okazuje się,
że wszelkie szkolne podziały (tak mocno akcentowane w amerykańskich szkołach po
dziś dzień) zacierają się… Na ten jeden jedyny moment wszyscy stają się równi,
bez względu na to, czy grają w szkolnej lidze, czy są cheerleaderkami, czy
zwyczajnymi uczniami. I to jest w tej książce najpiękniejsze, mimo tragicznego
tła…
Sama miałam okazję czytać tylko
amatorskie tłumaczenie „Rage”, więc do końca nie wiem, czy błędy, które w nim
dostrzegłam, wynikały ze słabego przekładu, czy raczej popełnił je nastoletni
wówczas King. Jednak ze znanych mi już opinii wynika, że w oryginale tekst
posiada liczne niedociągnięcia i ewidentnie widać, że jego autorem jest
człowiek niebędący profesjonalnym pisarzem. Pomimo tych zastrzeżeń na uwagę na
pewno zasługuje emocjonalny wydźwięk opowieści – mocny, dosadny, bardzo
pesymistyczny… Na pierwszy rzut oka daje się zauważyć, że autor wlał w nią to,
co skrywał wewnątrz siebie samego – to, z czym boryka się wielu nastolatków w
okresie burzy hormonów.
Nic więc dziwnego, że po „Rage”
masowo sięgali inni nastolatkowie. Być może widzieli w Charlesie samych siebie,
być może był on dla nich wzorem… W dniu 20 kwietnia 1999 roku w Columbine High
School (Kolorado, USA) doszło do tragedii na ogromną skalę. Dwoje nastolatków
zamordowało dwanaścioro uczniów szkoły, jednego nauczyciela, wiele osób zostało
rannych. Napastnicy popełnili samobójstwo.
Mówi się, albo raczej krąży taka
legenda, że w pokoju jednego ze sprawców podobno znaleziono egzemplarz „Rage”.
Gdy King się o tym dowiedział, zadbał o wycofanie książki z obiegu i zabronił
wydawania jej gdziekolwiek i kiedykolwiek. Zakaz ten najdłużej obowiązuje w USA,
w innych miejscach globu krócej, dlatego tekst ten można znaleźć jeszcze w
zbiorze „The Bachman Books”.
Kto czuje się w obowiązku
posiadania tej książki, może próbować szczęścia na licytacjach. Pod warunkiem,
że ma wolne 3-4 tysiące złotych, bo mniej więcej za tyle – w przeliczeniu na
naszą walutę – można ją nabyć… A spodziewam się, że cena ta nadal będzie
sukcesywnie wzrastać… Skoro jednak płaci się krocie za kawior czy trufle i nie
jest to zakup, którym można cieszyć się długo, to dlaczego nie zafundować sobie
takiego cacka, opatrzonego nazwiskiem Kinga? :) Chcielibyście mieć na swojej
półce ten zakazany owoc?
Ewa - Książkówka
Okładka polskiego, kolekcjonerskiego "Rage" stworzonego przez grupę fanów |
O, nie! Ja bym nie wydała tyle na ta książkę! Lubię Kinga, ale nie jestem szalona :) Ja mam jedynie "Rage" w nieoficjalnym tłumaczeniu. I sobie tak czeka, aż mi się zechce po nią sięgnąć. Teraz chce mi się jeszcze mniej za nią brać ;)
OdpowiedzUsuńć
ć
ć
"Rage" to taki kąsek dla zaawansowanych fanów Kinga. :) Literacko szalenie wartościowy nie jest, ale znać trzeba. :)
OdpowiedzUsuńStąd mój sceptycyzm :)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, mam Rage w pdf-ie, więc przeczytam, ale mnie zaciekawiłaś. Nie dziwię się, że wycofał tą książkę z rynku. Pewnie będzie się teraz czuł winny do końca życia, że jego utwór poniekąd przyczynił się do tej tragedii.
OdpowiedzUsuńWiesz, czy faktycznie tak było wie tylko on i policja... Ale pewnie dużo w tym prawdy na nieszczęście tych, którzy zginęli...
OdpowiedzUsuńW sumie chyba zadowolę się tym luźnym tłumaczeniem, bo 4 tysiące drogą nie chodzi. A ile za to by było innych książek *___* Ale muszę to w końcu przeczytać, bo mam ten plik na komputerze i kusi. W sumie taki przelew nastoletnich frustracji jest dobry tylko na stronach książki. Jakoś nie widzę jak ktoś wchodzi do mojej szkoły z bronią, zresztą u nas nie ma tak mocnych podziałów. Jakieś na pewno będą, ale nie aż tak mocne jak w Ameryce.
OdpowiedzUsuńW niektórych szkołach już ponoć te podziały są silnie akcentowane nawet u nas. Niedobrze...
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką tego autora. A żeby czytać czyjeś książki z dzieciństwa trzeba być naprawdę wielkim fanem...o stalowych nerwach. Tak nawiasem mówiąc, znam bibliotekę która by i taką książkę dostarczyła, słynie z tego że można w niej zamówić wszystko :)
OdpowiedzUsuńJednocześnie na przykładzie tej książki widać, że literatura wciąż ma wielką moc, i dyktatorzy słusznie wprowadzali spisy ksiąg zakazanych ...
mam w planach przeczytanie tego amatorskiego tłumaczenia;) co do samej książki to wydaje się ciekawa, poza tym nie obwiniałabym ani autora ani książki za zbrodnie tych nastolatków - to oni mieli problemy, których ani szkoła ani rodzina nie dostrzegali...w USA zdarza się to niesamowicie często...czemu tak się dzieje nie wiem...ja nie jestem w stanie zrozumieć jak można tak krzywdzić innych i na koniec popełnić samobójstwo...jakoś nie mieści mi się to w głowie...ten wątek był także pokazywany w wielu filmach i serialach...zdecydowanie chcę ją przeczytać i móc się podzielić przemyśleniami;)
OdpowiedzUsuńDlatego i ja "Rage" polecam tylko zagorzałym fanom Kinga. :) Tak, literatura ma wielką moc tylko szkoda, że dość często w negatywnym sensie...
OdpowiedzUsuńJak sama zauważyłaś, ci chłopcy mieli problemy i to nie małe... Najwyraźniej w porę nikt się nimi nie zajął tak jak należało i wybrali rozwiązanie najgorsze z możliwych...
OdpowiedzUsuńno niestety życie, ze tak powiem...osobiście uważam że dzieciaki powinny czytać takie książki ( w sensie tematyki) w szkole lub chociaż omawiać i żeby ktoś im pomagał zauważać że te zachowania są złe tak jak i brak rozmowy jest nieodpowiedni....jeśli jest nam źle, dzieje się krzywda należy rozmawiać...niestety czasem wkrada się błędne koło... King skoro tak drastycznie zareagował musiał się mocno przejąć i coś musiało być na rzeczy...bo przecież jest tyle książek ze złymi wzorcami, a nie są zakazywane.... chocby każdy kryminał w którym występują mordercy i "podsuwają" pomysły młodym ludziom...
OdpowiedzUsuńAno właśnie... Rodzice zabiegani, dzieckiem nie ma się kto zająć a z kolei i dzieci coraz bardziej zamykają się w sobie... Inna sprawa, że w Ameryce dostęp do broni jest zdecydowanie zbyt łatwy... Nie do pomyślenia, że dwóch dzieciaków dorwało broń i zaczęło strzelać... Zresztą, takich przypadków już było wiele.
OdpowiedzUsuńno widzisz "Rudy" też poruszał tę kwestię, a ostatnio była w stanach afera bo 7 latek dostał broń od ojca na urodziny i klops...niby broń miała być nienabita...dzieciak gdzieś ją znalazł i postrzelił w zabawie w Indian i kowbojów brata...
OdpowiedzUsuńJeju, koszmar! Gdzie jego ojciec miał rozum?
OdpowiedzUsuńMyślę, że King zbyt osobiście podszedł do tematu. To, ze w Ameryce dochodzi do takich czynów to nie wina książki, ale np. łatwego dostępu do broni, ogólnie jej legalność.
OdpowiedzUsuńZ tego co piszesz książka mogłaby być przestrogą, pewną wskazówką, formą początkowego dialogu między młodym a dorosłym, a nie motorem napędzającym takie tragedie.
Książke bym przeczytała, jasne, czemu nie, ale nie ma znaczenia to, że jest to King, po prostu treść jest intrygująca.
Wiesz, ten incydent był wyjątkowo tragiczny w skutkach, chyba jeden z pierwszych na tak dużą skalę. Nie dziwię się, że King się tym przejął, ale np. teraz mógłby już zezwolić na wydawanie jej znów.
OdpowiedzUsuńCóż, żyję w tej społeczności, ale jakoś nigdy tego nie zauważyłam. Owszem, są podziały np między klasowe, ale nie ma czegoś takiego, ze jeśli się nie zalicza do danego grona, to nie wolno wśród niego przebywać.
OdpowiedzUsuń